Filateliści to szczególnego rodzaju pasjonaci – wielbią i cenią brakoróbstwo. Przykładem „Inverted Jenny”, jeden z najsławniejszych i najdroższych amerykańskich znaczków. A jeśli amerykańskich, to mamy do czynienia z walorem spośród najbardziej poszukiwanych znaczków świata. Nie trzeba dodawać, że najcenniejszych. Nie jest szczególnie efektowny: niebieski, dwupłatowy samolot wstawiono w ażurową, karminową ramkę. Litery i cyfry opisu jako żywo przypominają liternictwo znane z szyldów na sklepikach, fryzjerniach i saloonach Dzikiego Zachodu. Przeciętne dzieło zespołu projektantów w składzie Clair Aubrey Houston(1857-1938), Edward Mitchell Weeks (1866-1959) i Marcus Wickliffe Baldwin (1853-1925), częśś serii prezentującej różne środki transportu. 

Przygotowano go z myślą o uruchomieniu w dniu 15 maja 1918 poczty lotniczej między Waszyngtonem, Filadelfią i Nowym Jorkiem. Pierwszej w Stanach, bo w Europie ta forma przewozu przesyłek działała już we Włoszech (od maja 1917) i w Austro-Węgrzech (marzec 1918). Natomiast prawdą jest, że 24-centówka była pierwszym na świecie znaczkiem, na którym pokazano latającą maszynę. Znaczkiem na usługę bardzo drogą, bo cena przesyłki była ośmiokrotnie wyższa niż normalna stawka pocztowa, a listy wyprzedzała zwykłą pocztę (między Waszyngtonem a Nowym Jorkiem) zaledwie o dwie godziny.


Dwa dni przed uruchomieniem połączenia znaczek trafił do waszyngtońskich urzędów pocztowych. Nowość! Wydrukowano je zaledwie pięć dni temu. 14 maja, w piękny pogodny dzień, pracownik biura maklerskiego William Robey, wyszedł z mieszkania przy Harvard Street. Był zapalonym filatelistą, więc tego ranka pasja pognała go do urzędu pocztowego przy 1319 New York Avenue. Wymagało to jedynie przejścia przez 14th Street. Bez kolejki kupił w okienku arkusz liczący 100 znaczków. 24 dolary. Drogo, ale trudno. Kiedy zorientował się, że coś z nabytkiem jest nie tak, musiał poczuć dreszcz emocji. Upewnił się, że trafił na skarb, kiedy w biurze budynku Hibbsa odwiedzili go dwaj inspektorzy pocztowi, aby odebrać arkusz. Nie dał się zastraszyć lśniącym odznakom i marsowym minom.


Gdyby obsługa maszyn w wytwórni papierów wartościowych zachowała czujność, gdyby kontrola jakości czuwała jak należy, samolot umieszczony na 24-centowym znaczku nie leciałby kołami do góry. Ktoś wykonywany z innej płyty nadruk umieścił odwrotnie. Powstał tzw. błędnodruk. Są ich rozmaite typy - przesunięcia całości lub części nadruków, odwrócone rysunki lub napisy, błędy w rodzaju użytego papieru, zmieniona kolorystyka, perforacja czy rodzaj kleju. Filatelistyczne rarytasy. Znaczki pocztowe poszukiwane przez kolekcjonerów. Poczta amerykańska nie dzierży palmy pierwszeństwa w omyłkach. „Odwrotki” pojawiały się już wcześniej na znaczkach Szwajcarii, Indii czy Australii. Nawet w Stanach zdarzały się błędy w wydaniu z 1869 o czym wiemy nie tyle z zachowanych egzemplarzy (przepadły bez śladu), co prasowych doniesień o klientach awanturujących się przy pocztowych okienkach, że sprzedano im „zepsute znaczki”. 


Partia znaczków lotniczych z błędem została w końcu zauważona i zniszczona, ale 100 egzemplarzy przedostało się na rynek filatelistyczny. Humorystyczny błąd uczynił z popularnego znaczka poczty lotniczej walor drogi i poszukiwany. Rzetelnie i prawidłowo wykonany znaczek można kupić za kilkanaście dolarów. Ten z błędem dużo, dużo drożej. Cena błędnodruku rosła błyskawicznie od chwili, kiedy pojawił się na rynku. Arkusz za który zapłacono 24 dolary w ciągu tygodnia został odkupiony za 20 tysięcy. Trafił w ręce Edwarda „Neda” Greena. Ten, po naradzie z rekinami rynku filatelistycznego, rozbił arkusz. Zachował ośmioznaczkowy blok, który w 1944 sprzedano już za 27 tysięcy. Ceny pomniejszych bloków, a nawet wybrane pojedyncze egzemplarze, przekroczyły z czasem granicę miliona dolarów i nadal rosną. Jeden z nich w 2016 r. sprzedano w Nowym Jorku za 1 mln 350 tys. dolarów. 


Nikt nigdy nie nakleił żadnego z nich na kopertę, nie przybił na nim stempla. Żaden nie widział pocztowego luku samolotowego. Nie szkodzi. Powszechny entuzjazm zbieraczy budzi blok 4 znaczków, sprzedany 8 czerwca 2021 na aukcji nowojorskiego oddziału Sotheby’s za 4 miliony 860 tysięcy dolarów. Był własnością Stuarta Weitzmana, który zezwolił na jego eksponowanie w New York Historical Society. W październiku 2014 Weitzman spełnił marzenie z dzieciństwa. Stał się posiadaczem najdroższego znaczka czystego (kasowany już miał, bo rok wcześniej kupił jednocentowy czarny znaczek Gujany Brytyjskiej z 1856). Wcześniej walor przeszedł przez klasery, czy raczej sejfy, wybitnych kolekcjonerów lub gigantów rynku filatelistycznego. Publiczności pokazywano go na wystawach filatelistycznych w Nowym Jorku (1971) i Filadelfii (1976). 
Znaczek stał się ikoną. Trafił na plakaty i kalendarze, na dziecięcą pościel i letnie parasolki, T-shirty i kostiumy kąpielowe. Zaczął własne życie jako przykład zeskakującego absurdalnością designu, z dala od magazynów i wytycznych Pocztmistrza Stanów Zjednoczonych. 


Na koniec wyjaśnijmy skąd Jenny, popularne w tamtym czasie kobiece imię? Tak nazywano dwupłatowce Curtiss JN4-H, których amerykańska poczta używała do przewozu przesyłek ekspresowych droga powietrzną. W fabryce w Buffalo samoloty zostały zmontowane, oblatane próbnie, a następnie rozmontowane i zapakowane do wysyłki. 


Ale nad amerykańską pocztą lotniczą ciążyło najwyraźniej fatum. A może błąd na znaczku był proroczy? 15 maja 1918 na waszyngtońskim lotnisku zebrały się tłumy. Prezydent Wilson z małżonką, generalny poczmistrz Burleson, młody Franklin Delano Roosevelt... Zrobiono zdjęcia, wręczono pilotom pamiątkowe zegarki, nadeszła poczta, z fanfarami została załadowana do samolotu. Porucznik Boyle pomachał na pożegnanie narzeczonej, pannie McChord, wspiął się na samolot, zajął miejsce kokpicie. I... nic. W gorączce przygotowań nie zatankowano maszyny. Kiedy napełniono bak por. Boyle odkołował sprzed trybuny, poderwał maszynę do lotu w błękitne niebo, ale zamiast w stronę Nowego Jorku poleciał w przeciwną. Wylądował dwadzieścia mil na południe od Waszyngtonu. Niestety, jego maszyna - Jenny 38262, przewróciła się na ornym polu do góry kołami.